Dinozaury żyły w tym samym czasie co ludzie, świat powstał w jednym momencie kilka tysięcy lat temu, zaś biblijny potop i arka Noego to po prostu historyczne fakty. Brzmi absurdalnie? Miliony Amerykanów odwiedza co roku dwie flagowe instytucje, które prężnie rozwijają ruch kreacjonistyczny – Muzeum Kreacjonizmu i ogromną arkę, będącą podobno dokładnym odwzorowaniem tej opisanej w Biblii. Kreacjoniści od wielu lat tworzą alternatywny, pseudonaukowy świat, traktujący Biblię jako źródło historyczne, w którym zostały opisane autentyczne wydarzenia. Argumentują, że nie mogą traktować swojej wiary wybiórczo, gdyż jeśli podważą choć jeden fakt opisany w Piśmie Świętym, cały ich system wiary legnie w gruzach.
To ziarno trafia na podatny grunt – już 38% Amerykanów wierzy, że świat powstał tak, jak to opisano w Biblii, a wiceprezydent zapytany na wizji, czy wierzy w ewolucję, plącze się w zeznaniach. Bohaterami filmu są zarówno kreacjoniści odsłaniający tajniki swojej pracy i opowiadający o głębokiej wierze, jak i ludzie, którzy podejmują z nimi nierówną walkę na argumenty. Walkę skazaną na przegraną – bo jaką moc mają racjonalne przesłanki w zderzeniu z ogniem świętej wiary? W dodatku opartym na solidnym, przynoszącym miliony dolarów zysku modelu biznesowym, nadającym sens życia ludziom, którzy na skutek krachu ekonomicznego ledwo wiążą koniec z końcem. W tle pojawiają się pytania o relacje świeckiego państwa i Kościoła, granice wolności wypowiedzi, przyszłości nauki nieradzącej sobie w starciu z religijnym fanatyzmem. To tematy globalne – o czym wie każdy, kto choć raz odwiedził polski Licheń…